Potrzebny montaż wykładziny na wczoraj, czyli jak dołożyć sobie problemów...

W polskich realiach często terminy wykonania i zakończenia prac budowlanych, podawane przez inwestora, mają mało wspólnego ze sztuką budowlaną i zdrowym rozsądkiem. Ale ktoś te umowy z tymi terminami wykonania podpisuje. Czy da się przed tym zabezpieczyć?

Wbrew pozorom problem nie jest taki prosty. Inwestor ma swoje zależności: termin otwarcia placówki, terminy podane w projektach unijnych, dodatkowo strefa budżetowa – terminy wydatkowania pieniędzy. W tym momencie powstaje potężna presja na wykonawcę – „proszę zakończyć pracę do tego i tego dnia”. I niestety firmy wykonawcze godzą się na przyśpieszanie prac, czasem wręcz niezgodnie z technologią wykonania.

Znam osobiście przykład z ostatniego miesiąca. Aby przyśpieszyć prace, pod presją inwestora, wykładzina dywanowa została położona na podłoże nieodebrane przez inspektora nadzoru. Efekt – 600 m2 wykładziny do wyrzucenia, dodatkowe opóźnienie w pracach, ponieważ trzeba było zakupić i sprowadzić nowy materiał. Koszty – około 50 tys. zł, które będzie musiał ponieść wykonawca.

Według mnie do zadania  wykonawcy należy uświadomienie inwestora, iż pośpiech przy montażu elementu wykończeniowego, którym jest wykładzina, nie ma sensu. Może to tylko skutkować zniszczeniem wykładziny, a w najlepszym wypadku jej zabrudzeniem podczas trwających prac budowlanych. Wykładnia prawa, według mojego stanu wiedzy, jest taka, iż inwestor nie odpowiada za zlecenie prac niezgodnych ze sztuką budowlaną. Odpowiada za nie wykonawca, który podjął się tych prac i je wykonał.

Często opłaca się poczekać, nie przyśpieszać sztucznie prac i udzielić inwestorowi konkretnych informacji. Firma wykonawcza nie poniesie wtedy dodatkowych kosztów, a inwestor zyska dobrze wykonaną prace, która pozwoli mu użytkować pomieszczenie.