Polacy zasługują na dobrą jakość wykładzin! Cz.1/2
Wielokrotnie rozmawiałem z rożnymi producentami wykładzin z krajów zachodnich.
Z tych rozmów wyłania się jeden twardy wniosek: to co na zachodzie uważane jest za wykładzinę domową, to w Polsce często sprzedaje się jako wykładzinę dla firm i instytucji. Czyli sprzedaje się produkt tańszy, ale niedostosowany do potrzeb. Dlaczego tak się dzieje?
W pierwszej części podejmę się próby wyjaśnienia tego, a w drugiej skalkuluję czy to się opłaca.
Przyjmijmy, że mamy trzy podmioty: producent, sprzedawca i klient. Podstawową potrzebą klienta jest kupowanie dla zyskania czegoś. W przypadku wykładzin to mogą być: potrzeba odświeżenia wystroju wnętrza, potrzeba wydłużenia żywotności podłogi ze względu na duże natężenie ruchu, podniesienie prestiżu biura, wygłuszenie pomieszczeń i wiele innych.
W zależności od potrzeb cena kształtuje się od 40 do 200 zł za 1m2 wykładziny. Jeśli klient nie zna produktów wykładzinowych (bo nie ma takiego obowiązku) to też nie wie do końca jakie potrzeby może zrealizować. Jeśli nie wie, to najczęściej myśli schematem ekonomicznym, czyli chce zapłacić jak najmniej. Teraz bardzo dużo zależy od sprzedawcy, czy zna produkty, umie je odpowiednio przedstawić i czy potrafi w rozmowie z klientem dotrzeć do jego prawdziwych potrzeb. I tutaj zaczyna się problem, ponieważ wielu handlowców nie jest tego nauczonych i sprzedaje co uważa, że … najlepiej się sprzeda, czyli tani produkt.
Do tego może też dochodzić presja na cenę nieświadomego klienta i kiepskie nawyki utrwalają się na długo.
Jeśli takich niedoszkolonych handlowców jest dużo na rynku, to nie dziwi sytuacja, że taniochy z zachodu dominują u niektórych dystrybutorów. To nie producent ponosi za to odpowiedzialność, ani klienci, tylko sprzedawcy, bo to jest ich zadanie dopasować produkt do potrzeb klientów.