Im dalej od komina, tym więcej pośredników.
To branżowe określenie oznacza to, że im miejsce produkowania wykładziny jest dalej położone od kraju, który kupuje dany produkt, to po drodze jest więcej pośredników. Co oznacza, że produkt jest po prostu droższy. Ta sama wykładzina, która w Polsce można kupić za 20 Euro, to w Azerbejdżanie może kosztować nawet 40 Euro. I rzecz jasna nie chodzi tu tylko o koszt transportu.
Innym czynnikiem jest poziom rozwoju gospodarki rynkowej w danym kraju. Ponieważ większość fabryk wykładzin jest ulokowana w Europie zachodniej, to patrząc na wchód Europy, odległość i poziom rozwoju ekonomicznego jest mocno zbieżny ze sobą.
Pamiętam w Polsce jedną z transakcji w połowie lat 90-tych, kiedy ok. 300 m2 wykładziny biurowej z fabryki z Belgii trafiła do finalnego klienta przez 5 pośredników. Nie było to wtedy coś wyjątkowego. W dzisiejszych czasach, jeśli wykładzina trafia przez 2 pośredników to jest to i tak dużo. Dzieje się tak, dlatego, że z jednej strony fabryki otworzyły się na masowe dostawy, a drugiej firmy handlowe są lepiej zorganizowane. Pierwsza fala spowolnienia gospodarczego z 2009 roku też miała niemały wpływ na zmiany reguł gry. Niektóre firmy, ze względu na mniejsze zapotrzebowanie na pewne rodzaje wykładzin, nie importują bezpośrednio wykładzin, tylko realizują zamówienia u większych dostawców. Według szacunkowych obliczeń w naszej firmie bezpośredni import z fabryk wynosi ok. 96% zapotrzebowania na wszystkie materiały.